czwartek, 10 lutego 2011

00.

                        Prolog
  To już koniec! Koniec całego mojego dotychczasowego życia. Jestem przekonana i wiem, że postępuję słusznie. Mam zamiar żyć normalnie, jak każdy nastolatek, a nie osoba będąca w średniowieczu. Może to i dziwne, ale taka jest prawda. Od zawsze różniłam się od innych. Nie chciałam tego, chociaż nic nie mogłam z tym zrobić. Teraz wiem, iż jest inaczej. Wszystko jest możliwe i wszystko mogę zmienić. Postanowiłam wyjechać. Do Ameryki, a co? Nikt nie może mi tego zabronić. Mimo moich siedemnastu lat życia, wiem, że jestem dojrzała. I zrobię tak, jak mówiłam. Wyjadę. Powracając jednak do tego średniowiecza… To czysta, całkowita prawda. Tak jest za każdym razem. Jestem uważana za dziwoląga. Nie mam przyjaciół, gdyż wiele osób się ode mnie odsuwa. Boją się mnie, choć wcale nie jestem straszna. Ale tutaj nie o to chodzi. Oczywiście, próbuję to zmienić. Staram się, jak najmocniej potrafię, ale wszystko na nic. I to bez sensu. Żebyście lepiej mnie zrozumieli, przytoczę pewien przykład: zamiast zwracać się do mojej mamy po prostu ,,mamo’’, muszę się zobowiązać do odnoszenia się do tej kobiety ,,czcigodna rodzicielko’’. Należy jednak pamiętać, że to tylko przykład! Znacznie więcej oraz wiele trudniejszych sytuacji mnie spotyka. Niby przyzwyczaiłam się już do tego. Nieco… Och! Chciałabym być normalna. W sumie myślę, że tak naprawdę jestem. To przez moją rodzinę zachowuję się jakbym była nie z tej epoki. To ona mnie do tego motywuje, i choć wiem, że wcale nie muszę, bo NICZEGO nie muszę, zgadzam się z tym. Przepraszam. Za błąd, okropny błąd, który popełniłam. Napisałam, że zgadzam się z tym, a wcale nie. ZGADZAŁAM się. To już przeszłość. Od tej pory sama będę decydować o mnie i moim życiu. To już postanowione. Jestem spakowana, mam zamówiony lot. Do Wyckoff, małej miejscowości. Nie mogłabym tak nagle sobie tego wszystkiego przerwać. Poza tym, nawet nie chcę tego robić, a rzeczą jasną jest to, że rodzice o niczym nie wiedzą. Wczesnym rankiem, będąc już gotowa do wyjścia, znalazłam się w przedpokoju. Bardzo długim, wąskim, na którego ścianach widniały rozmaite ozdoby i obrazy. Wszystko oczywiście w średniowiecznym stylu. Po cichutku włożyłam buty, które z pewnością nie spodobałyby się mojej matce, gdyż były nieco nonszalanckie, a przede wszystkim młodzieżowe i nowoczesne. Jak zresztą cały mój strój. Chwyciłam walizkę i naciągając na dłonie bordowe rękawiczki przystanęłam. Rozejrzałam się jeszcze raz. Ostatni raz, bo przecież już miałam tutaj NIGDY nie wrócić. Opuszczam to miejsce, mój rodzinny dom. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, czy tak naprawdę chcę to zrobić. Czy tak naprawdę chcę stąd wyjechać? Ale przecież… tak, chcę! Nie zmienię już zdania. Koniec! Nie będę zawracać sobie tym ani niczym innym głowy. Nie wiedzieć czemu, na policzkach pojawiło się kilka drobnych kropelek, spływających z moich dużych, zielonych oczu. Otarłam je natychmiast, uspokoiłam się. Skierowałam się w stronę kuchni. Będąc już w niej podeszłam do wielkiego okna. Słońce powoli zaczęło wschodzić, a ja, dziwiąc się temu, dlaczego właściwie założyłam rękawiczki w kwietniu, bo akurat obecnie był takowy miesiąc, wpatrywałam się tępo w szybę albo raczej coś poza nią. Zresztą, tak naprawdę nie interesowało mnie to, na co w danej chwili patrzyłam. Chociaż muszę przyznać, że nie było to nic ciekawego. Zwykły śmietnik. O! To kolejne słowo, które zapewne nie odpowiadałoby mojej mamie, ale to tak nawiasem mówiąc. Odwróciłam się lekko za siebie. Popędziłam w stronę niewielkiej szafki, gdzie, jak podejrzewałam, znajdowały się kartki. Zdjęłam rękawiczki, po czym chwyciłam do ręki długopis. Albo raczej pióro. Cokolwiek to było, zaczęłam tym pisać:                       Droga Mamo!
     Proszę, ten jedyny raz pozwól mi się w ten sposób do Ciebie odezwać. Pewnie czytając pierwsze słowa dziwisz się, co ja robię. Dlaczego to napisałam? Otóż nie zebrałam w sobie tyle odwagi, by powiedzieć Ci to prosto w oczy. Wiem też, że na pewno nie zniosłabyś tego i nie pozwoliłabyś mi na to. Odbyłam lot do Ameryki. Nie słabnij w tym momencie, wiedz, iż nic mi się nie stało. Nie próbuj do mnie telefonować, chociaż pewnie i tak byś tego nie zrobiła, nie posiadając telefonu. Postaraj się mnie zrozumieć, tak jak tato, którego też pozwoliłam sobie inaczej nazwać. Po prostu musisz oswoić się z tą myślą, przyzwyczaić się do tego, że mnie tu nie ma, choć wiem, iż nie jest to łatwe. Och, powoli zaczynam pisać tak, jakbym odchodziła z tego świata, chociaż możliwe, że dla Ciebie może oznaczać to, to samo. Nieważne. Teraz śpieszę się na lotnisko i muszę zakończyć swój ,,list’'. Wiem, że teraz z pewnością zrobiło Ci się niedobrze i płaczesz, ale musisz ,,wrzucić na luz, wszystko spoko! :D'' Nie mam pewności, czy zrozumiałaś to wyrażenie, ale musisz zrozumieć jedno: ja taka już jestem. Nikt mnie nie zmieni. Zapamiętaj to, Mamo. Kocham Cię mocno. Pozdrowienia dla taty!                                                 Diana.
Odłożyłam długopis, a kartkę zostawiłam w widocznym miejscu. Teraz byłam całkowicie gotowa do wyjścia. Wzięłam wszystkie, wcześniej już spakowane rzeczy, pod rękę włożyłam cienki, wiosenny płaszczyk i, starając się jak najciszej ,,targać'' za sobą walizkę, wyszłam. 
- Do widzenia! - szepnęłam niemal bezgłośnie i delikatnie zamknęłam za sobą drzwi.
____________________
Cześć! To jest prolog mojego opowiadania, które mam zamiar opublikować na tym blogu. Zachęcam do czytania i mam nadzieję, że Wam się spodoba ;]. A 1 rozdział już niedługo. Do napisania! :*
                                                          wasza KIKA

4 komentarze:

  1. Dodaję do obserwowanych. :) Bardzo ciekawy prolog, czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. No Kika prolog wspaniały,tak samo jak na tamtym blogu ;p Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, ciekawie się zaczyna. ;p
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak dla jasności, to ja, M_Carolyn. xd

    OdpowiedzUsuń